Unwell-Tuned Architecture of Dystopia


Marta Kowalczyk: kolaż An industrial city na podstawie Ernesta Jonesa 

Czas: 3-4 grudnia 2016 r.
Miejsce: Teatr Studio, pl. Defilad 1

Godziny otwarcia: 
3.12 (sobota), godz. 15:00-19.30
4.12 (niedziela), godz. 20.30-22.00

„Unwell-Tuned Architecture of Dystopia” - praca prezentowana w tegorocznej edycji cyklu Synchronizacja pod hasłem "Architektura Niezrównoważona" - to wizualno-dźwiękowy esej, dla którego punktem wyjścia są cztery propozycje i idee architektoniczne – Athanasiusa Kirchera, Ernesta Jonesa, Kinga Gillette'a oraz Oscara Newmana.

Instalacja składa się z czterech „stanowisk”: kolaży architektonicznych Marty Kowalczyk oraz stowrzonych specjalnie do tego projektu kompozycji dźwiękowych Roberta Curgenvena nawiązujących do nieistniejących, choć zwizualizowanych, przestrzeni, obiektów, miast.

Na projekt składa się również ścieżka dźwiękowa emitowane przez subwoofery, które z jednej strony interferują z kompozycjami Curgenvena odtwarzanymi w słuchawkach, jak i akustyką miejsca ekspozycji - Malarni Teatru Studio, przekształconego na tę okazję w rodzaj instrumentu muzycznego.

Muzyka: Robert Curgenven
Kolaże architektoniczne: Marta Kowalczyk
Kurator: Paweł Krzaczkowski

Projekt „Unwell-Tuned Architecture of Dystopia” jest częścią tegorocznej edycji cyklu Synchronizacja, której tematem głównym jest ARCHITEKTURA NIEZRÓWNOWAŻONA. Więcej informacji: www.synchronicity.pl

Artyści biorący udział w projekcie:

Robert Curgenven – kompozytor i artysta dźwiękowy zajmujący się materialnością dźwięku, jego oddziaływaniem na organizm ludzki i sposobami w jaki doświadczenie słuchowe kształtuje nasze postrzeganie przestrzeni i czasu, w szczególności w odniesieniu do przestrzeni architektonicznych. www.recordedfields.net/robert-curgenven/

Marta Kowalczyk – absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, studiowała architekturę na Politechnice Śląskiej i TU Delft, obecnie pracuje nad projektem magisterskim na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Współpracowała z grupą PARERGA przy opracowywaniu wystawy Proste Historie, wyróżnionej w konkursie na projekt wystawy w Pawilonie Polskim na 15 Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji w 2016 roku, pokazywanej podczas Biennale Urbana w Wenecji 2016 roku. Współpracuje z Kolektyf.com

Paweł Krzaczkowski – librecista, kurator, poeta, eseista, redaktor szeregu publikacji dotyczących teorii architektury, m.in. Przewodnika dla dryfujących (Bęc Zmiana, 2015). Publikuje teksty poświęcone współczesnej audiokulturze, architekturze i literaturze. Jako kurator organizuje m.in. koncerty z muzyką współczesną - ostatnio cykl koncertów 4 for Beckett (TR Warszawa 2014-15). Jako librecista współpracował z takimi kompozytorami jak Sławomir Kupczak (Raport), Dominik Karski (Osoby te od wieczności dzieli tylko półtorej minuty), Sławomir Wojciechowski (Aaron S oraz Pokój 404), czy Kacper Ziemianin (Alphaville). Autor książki poetyckiej Wstęgi Möbiusa, która ukaże się wkrótce w wydawnictwie Rita Baum. Współzałożyciel duetu muzycznego Klangwerk 936.

Organizator: Fundacja Bęc Zmiana / www.beczmiana.pl
Partner: Teatr Studio / www.teatrstudio.pl

Projekt realizowany jest dzięki dotacji uzyskanej od Miasta Stołecznego Warszawy oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego


Link do wydarzenia na Facebooku: ++ tu ++


TEKST KURATORSKI


Brzytwa Ockhama


Niedawno przeprowadzone badania nad mrówkami wykazały, że większość z nich wcale nie pracuje, co więcej doskonale udaje, że jest czymś zajęta. W ten sposób upadło jedno z ważnych dla konserwatywnej wyobraźni wierzeń o naturze, która pracuje, zarazem też niebie, które odpoczywa.

W naturalistycznej wyobraźni funkcjonowały dwa modele biologicznego życia. Zwierze dzikie, niezdolne do współpracy, które samotnie toczy wieczną walkę o przetrwanie. Z drugiej strony zwierze kolektywne, któremu obiecane jest przetrwanie za cenę pełnego poświęcenia na rzecz całości. Całość dysponuje przy tym suwerennym prawem oceny, czy dany wysiłek stanowi dostateczną przesłankę dla zachowania określonej części przy życiu. Nie mają one zatem gwarancji przetrwania, dlatego że całość oddzieliła się od subiektywności, czyli bytu jednostkowego, ustanawiając osobną ontologię obiektywności. Subiektywność może w tym modelu zapewnić sobie pewność jedynie poprzez uzyskanie statusu całościowego, a więc wejścia w rolę dominacyjną. Władza nad innymi stanowi zatem jedyny obszar, w którym subiektywność może wyjść z niepewności podlegania niezrozumiałej władzy suwerennej całości jako jej mimikra i zespolenie. Reszcie, czyli temu, co podlega, przypada w udziale odmienna strategia obiektywizacji. Tam gdzie podleganie nie może się bezpośrednio zespolić z całością poprzez dominację, nawet jeśli dysponuje resztką władzy nad jeszcze słabszymi, ze względów osmozy systemu potrzebne było ontologiczne uprzywilejowanie obietnicy, która stała się przez to bardziej realna od stanu niepewności i przypadkowości suwerennej władzy. Obietnica została w ten sposób wyniesiona ponad faktyczność, stanowiąc namiastkę transcendencji w immanencji. Tam zaś gdzie ostaje się niepewność, obietnica  odświeża swoje formy na nowo stabilizując jej ontologiczne uprzywilejowanie. Innymi słowy, nie tylko władza na nowo wymyśla lud, ale też w niepewności jego wyobrażeń na temat sensowności jego życia rewiduje swoje strategie.
Wspomniane modele biologicznej wyobraźni produkują dwie moralności – przetrwalnikowego odosobnienia oraz całościowego poświęcenia, które w nowoczesności ulegają różnym formom kontaminacji. Idealnym modelem koniukcji jest ciało społeczne, które jest harmoniczne poprzez całkowite oddzielenie od siebie ekwiwalentnych cząstek. Odniesienia do innych są tutaj tylko momentami solipsystycznej gry, z której rodzi się realna produkcja prezentowana samej cząstce jako kolejny element gry, a więc nic docelowego. Stawką jest bowiem i to, żeby pozbyć się tego, co docelowe w strukurze pragnienia, i by uczynić ją nieskończenie otwartą i produktywną. W  ten sposób dokonuje się koniunkcja mrowiska i samotnego wilka. Stan społeczny doskonałej harmonii poprzez całkowite oddzielenie.
Zadanie to było wielkim wyzwaniem i tematem dla architektury, szczególnie od momentu, kiedy pod koniec XIX wieku ściśle zespoliła się z urbanistyką, w czym można widzieć triumf dyskursu inżynieryjnego nad architektonicznym. Obie te dyscypliny rywalizowały od końca XVIII wieku jako osobne porządki wiedzy o względy władzy. Jako że inżynieria odnosiła się do szerszych stawek władzy i szerszego terytorium wygrała ten pojedynek. Nie tylko obiecywała tańsze rozwiązania, rezygnując z symboliki architektonicznej na rzecz eksponowania poprzez poznanie techniczne praw natury, ale też wypracowywała swój dyskurs w obszarze problematyki wydajności. Podsuwała zatem władzy "lepsze" strategie zarządzania populacją, niż niewydolne modele symboliki z porządku architektury monumentalnej. Stawką było uczynienie władzy niewidoczną, a zarazem skuteczną i wydajną. Architektura mogła być ramą dla władzy, ale nie koniecznie jej strukturą. Urbanistyka z kolei jako dziecko inżynierii pozwalała w planowaniu architektonicznym dostrzec nowy wymiar panowania jako maszyny. Władza jest bowiem skuteczna wtedy, kiedy populacja nie dostrzega jej obecności, stając się jej elementem. Dla porządku feudalnego istotne było to, by władza była wyeksponowana poprzez symbolikę monumentalną, czy w dawniejszych epokach np. narzędzia wymiaru sprawiedliwości, jak szubienica, czy pręgież. Inżynieria nauczyła zatem władzę, w jaki sposób architektura może stać się panowaniem jako takim, a nie tylko jego symbolem.
Znamienny w tym kontekście wydaje się projekt Kinga Gilletta, wynalazcy bezpiecznej maszynki do golenia, który w 1894 w książce The Human Drift przedstawił model całościowej reorganizacji życia społecznego poprzez architrekturę. Wyjątkowość tego przedsięwzięcia polega na tym, że przybiera ono skalę całościową i globalną. Jest to koncepcja założenia gigantycznego miasta nad wodospadem Niagara, który dostarczałby dostatecznie dużo energii, by zapewnić działanie mechanizmowi gigantycznego miasta. Mamy tu do czynienia z nałożeniem marzeń o automatyzacji pracy, równości społecznej i idealnej wydajności miasta-maszyny. Koncepcja wychodzi od konstatacji, że konkurencja, która stanowi o kondycji współczesnego społeczeństwa, niweczy ludzki potencjał. Dlatego w miejsce konkurujących ze sobą kapitałów Gillette proponuje powołanie do życia jednej korporacji, która zarządzałaby wszystkim. Dla zachowania społecznej równowagi potrzebna jest w przekonaniu Gilletta równa dystrybucja przestrzeni. Dlatego jego miasto składa się z idealnie identycznych komórek, które stanowią wilokondygnacyjne konstrukcje blokowe. Połączenie familisteru Godina i panoptykonu Benthama. Każdy taki blok, a właściwie zespół bloków skupionych wokół wspólnego dziedzińca stoi na identycznej, heksagonalnej działce, i otoczony jest zawsze sześcioma innymi superblokami. Za każdym razem dystans pomiędzy budynkami jest identyczny. Dystrubucja materii i populacji jest tutaj idealnie horyzontalna. Metropolia miałaby być docelowo jedynym, horyzontalnym obszarem urbanistycznym.
Architektura jako jednocześnie plan urbanistyczny w koncepcji Gilletta zastępuje politykę monumentu, stając się biowładzą. Za zasłoną przezroczystego konceptu urbanistycznego ukrywa się tu pełną kontrolę nad życiem populacji. Pełne zintegrowanie stanowi tutaj zarazem całkowitą anomię. Pojednanie sprzeczności jako koncept nowego planu politycznego.

Kiedyś jeszcze odlecimy


W wydanej w 1679 roku książce Turris Babel Athanasius Kircher opisał ekperyment myślowy, nawiązujacy do biblijnej opowieści, która idzie jakoś tak: "Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba".
Jako jezuita wierny doktrynie katolickiej Kircher trwał jeszcze przy ptolemejskich wyobrażeniach dotyczących układu słonecznego. Dlatego Ziemia nadal okupuje centralną pozycję we wszechświecie, z którą sąsiaduje sfera księżycowa, jej najbliższa granica. W interpretacji Kirchera wysoka na 178.672 mile wieża Babel powinna zatem sięgać Księżyca, i tak ją przedstawia. Górnej części obiektu towarzyszy sześć inskrypcji, które w różnych wersjach językowych podają wcześniej przywołany cytat. Niżej Kircher umieścił dwie kolejne inskrypcje, w których odnotowuje, że budynek taki byłby cięższy od samej Ziemii, i że nowe ciało składające się z planety i budynku wytrąciłoby Ziemię z jej centalnej pozycji, przez co "Słońce i Księżyc nie mogłyby więcej oświecać globu ziemskiego" w tym samym stopniu, co wcześniej. Dla życia miałoby to katastrofalne skutki. "Nikt nie mógłby ostać się na globie ziemskim, chyba że w stanie dzikości".
Ekperyment Kirchera mógby znaleźć się w katalogu potencjalnych "miast" przyszłości, które w 1971 roku opublikowała grupa Superstudio. Ich publikacja nosi nazwę "Dwanaście ostrzegawczych historii na okazję Świąt Bożego Narodzenia". Podtytuł wyjaśnia, że chodzi o "niepokojące intuicje dotyczące mistycznego odrodzenia miejskości". W tym konceptualnym przedsięwzięciu, jak głoszą autorzy, przedstawionych zostało "dwanaście wizji idealnych miast, najwyższe osiągnięcie dwudziestu tysięcy lat cywilizacji, krwi, potu i łez; ostateczne Niebo człowieka, który posiadł prawdę; człowieka wolnego od sprzecznośći, dwuznaczności i wahania; całkowicie i na zawsze wypełnionego swoją własną doskonałością".
Superstudio wychodzi tutaj od wyobrażenia historii jako postępu, ukształtowanego w kulturze zachodu w XIX wieku w związku z przyspieszeniem rozwoju mocy wytwórczych, które wytworzyło i rozpowszechniło nowy sposób odnoszenia się do przyszłości jako wyobrażonej formy technologicznej wraz z jej społecznymi implikacjami. Objawiało się to w szczególności kolejnymi wizjami miast przyszłości, nowym gatunkiem weduty o charakterze prognostycznym lub prognostyczno-normatywnym, który wyznacza kierunek zagospodarowania potencjału technologicznego dla nowej formy społecznej, czy też nowych form życia.
Ta dynamicznie rozwijająca się pierwotnie w beletrystyce i przemyśle gazetowym utopistyka zacznie się przekładać na realne formy architektoniczne dopiero wraz z ukształtowaniem idiomów modernistycznych, choć bez uprzednio wyobrażonego i quasi-religijnej wiary wytwarzanej przez wyobrażone, realna praktyka architektury modernistycznej nie zyskałaby najpewniej przysługującego jej impetu, ani zrozumienia.
Wizje miast stworzone przez Superstudio odnoszą się zatem do tej formy XIX-wiecznej, która w XX wieku przekształciła się z fantazjowania na temat społeczeństwa przyszłości przedstawianego poprzez jego formę miejską na rzecz poważnie stawianych propozycji projektowych w obszarze ruchu modernistycznego, jak choćby u Hilberseimera, czy Corbusiera, gdzie szuka się nowej formy miasta dla nowej formy społecznej, czy też nowej jakości kluczowej życia społecznego - przyspieszenia. Dwanaście opowieści grupy Superstudio należy zatem czytać jako krytykę tendencji obserwowanych w historii architektury modernistycznej jako formy niosącej zbawienie, przy czym zbawienie architektury leży w jej identyfikacji z urbanistyką jako formą całościową, która całościowo określałaby życie populacji.
Opisane przez Superstuido modele są systemami samozamkniętymi, które nie posiadają żadnego zewnętrza, i które jako samozwrotne i obiektywne jawią się jako w pełni stabilne. Wszystkie je łączy megastrukturalny charakter, poprzez który Superstudio omawia warunki brzegowe miejskości jako "życia" na ograniczonym obszarze masy receptywnej. Jako struktury holistyczne i solipsystyczne, nie tylko zawierają całość biosu, ale i domykają jego historię. Są to zatem produkty finalne. Więzienia historii, w których życie może tylko podlegać iterowaniu uwiecznionej formy.
Na przykład miasto numer 1 zwane miastem 2000 Ton, "równe i doskonałe, leży pośród zielonych trawników, słonecznych wzgórz i zalesionych gór. Wąskie i wysokie tafle niekończących się budynków krzyżują się na rygorystycznej, kwadratowej siatce, co jedną milę". Każdy bok siatki to wertykalna kumulacja nałożonych na siebie komórek mieszkalnych. "W każdej komórce znajduje się indywiduum, którego impulsy mózgowe są nieustannie przesyłane do elektronicznego analizatora, umieszczonego na szczycie budynku", który "selekcjonuje, porównuje i interpretuje pragnienia każdego indywiduum, programując życie całego miasta moment po momencie", a w razie wykrycia niewłaściwej myśli decydując o opadaniu sufitu "z siłą dwóch tysięcy ton, aż dosięga podłogi". W innym mieście wszyscy chcą poznać wielkiego-innego i tak upływa im wieczność, nie poznawszy go ani trochę. Jest też miasto na 8 milionów mieszkańców, które przemieszcza się po powierzchni Ziemi pochłaniając i przekształcając napotkaną materię na coraz nowsze budynki i ulice układane we wzór szachownicy. Najwyższe szczęście polega tu na przenoszeniu się do coraz nowszych budynków, by być jak najbliżej znajdującej się na czole pochodu Wielkiej Fabryki. Jest wreszcie miasto numer dziewięć, "tak wielka maszyna, że nawet mieszkancy nie znają jej rozmiarów. Jego rurociągi, jego rzędy mechanizmów zębatkowych, taśmy transportowe, korbowody, rozciągają się poza zasięgiem wzroku, gdziekolwiek by nie spojrzeć".
We wszystkich dwunastu przykładach miasto jest światem samym dla siebie pozbawionym zewnętrzna, a transformacja jedynie powótrzeniem tego samego. Poprzednie od następnego rozdziela pragnienie nowego jako tego samego, przy czym samo pragnienie także jest powtórzeniem tego samego. Podmiotowość jest redundantna, a miasto statyczne nawet w ruchu. Totalność realnego kompensują sny i symulakry jako struktury ogarniające całość doznawania. Decyzje są wpisane całościowo w kalkulacje systemowe, a system zawiera wszystko. Świat jest sumą mechanizmów, a pragnienia wytwarzane są równomiernie i w pełni spełniane przez produkcję mechanizmów. Produkowanie w formie pracy nie jest potrzebne. Rację istnienia ma wyłącznie to, co sfabrykowane. W szczególności życie. Są to zatem opowieści o końcu historii na mocy architektury i pracy jej snu o formie finalnej jako totalnej formie urbanistycznej.

Mielacz kości


 W tym kontekście warto zwrócić uwagę na pracę A Northern English Town autorstwa Ernesta Jonesa, przedstawiciela ruchu Chartist, a więc największej w tamtym czasie na ziemi brytyjskiej organizacji walczącą o prawa robotników. Warto przy tym opisać specyficzny kontekst jej powstania. Odsyła nas to do roku 1848, kiedy to w Manchesterze doszło do jednego z największych zgromadzeń i manifestacji robotniczych pierwszej połowy XIX wieku. Do ogromnego tłumu przemawiał wówczas Ernest Jones, nawołując "zorganizujcie się, a wkrótce na parlamencie zawiśnie zielona flaga". Za wspomniane słowa został aresztowany i osadzony na kilka lat w dramatycznie upokarzających i wyniszczających fizycznie warunkach. Zakazano mu jakichkolwiek przyborów do pisania, lektur. Mimo tych okoliczności Jones kontynuował swoją walkę. Ze znalezionych piór przygotowywał przybory do pisania. Wiersze utrwalał własną krwią. Narysował też Angielskie miasto, obraz, który stanowczo wymyka się kanonom połowy XIX wieku, jakby protoekspresjonistyczny w charakterze. Przedstawia on miasto przemysłowe w porze nocnej. Hale z pierwszego planu to najprawdopodobniej wariacja na temat Murray's Mills z Manchesteru, które były w swoim czasie największym kompleksem przędzalniczym na świecie. Na budynkach znajdują się różne napisy, m.in. Moloch and Mammon Brothers. Prawdopodobnie to znowu nawiązanie do Murray's Mills, które były własnością dwóch braci Murray. Po drugiej stronie, na gzymsie widać napisy "Bone Grinder & Co" oraz "Killmen Bros". W środku pierwszego planu rozświetloną tawernę Na drugim planie Jones umieścił m.in. dwa budynki, w których światła są zgaszone. To "Baraki" oraz  "Nowe Więzienie". Obramowują one plac, którego jedną pierzeję stanowi kolejny bar z napisem "Gin". Frontalnie autor umieścił tam kościół w neogotyckim stylu. Znajduje się on na tej samej osi kompozycyjnej, co tawerna poniżej, jakby autor, zdecydowany przeciwnik kościoła i kleru, umieszczał je w jednym porządku funkcjonalnym. Za kościołem kolejne fabryki, z których wystają dymiące kominy, które układają się w symetryczny wzór wobec centralnie umieszczonej wieży kościoła, która w tym kontekście staje się raczej kominem krematoryjnym. Na pierwszym planie widać jeszcze kanał wodny, którym przemykają parowce i przejeżdżający pociąg.
Obraz ten mimo retorycznych implementacji tekstowych o bardzo "pedagogicznym" wydźwięku wydaje się zjawiskiem niezwykłym, pioniersko wyłamującym się z konwencji swojej epoki. Wszystko jest tutaj sztuczne, wykreowane. Niebo jako takie nie istnieje, a  miasto jak u Piranesiego staje się tutaj całością, poza którą nie widać niczego więcej. Złamanie perspektywy jest tutaj jedynem elementem, który nie zgadza się na wieczność takiego obrazu, wprowadzając subiektywne zabużenie do obiektywnego przedstawienia. Otwiera ono zarazem obraz na obszar historii jako możliwości, kontrastujący z mechaniczną koniecznością samego przedstawienia. W  A Northern English Town Jones uchwytuje moment, kiedy architektura przestaje być tylko formą estetyczną, a staje się formą polityczną. W tym sensie pokazuje on architekturę jako zjawisko par excelallance polityczne i potencjalnie opresyjne. Architektura jest tutaj sposobem pytania o świat, w którym nie sposób oddzielić świata od architktury, czyli formy szaleństwa w jakiej świat społeczny się przejawia i realizuje.

Wiek później szaleństwo architektury uzyska nowe znaczenie wraz z ukazaniem się dziewiątego numeru branżowego pisma "Bulletin of the atomic scientists". Trójka autorów – J. Marshak, E. Teller oraz L.R. Klein – w artykule "Dispersal of Cities and Industries" proponowała, by w związku z potencjalnym atakiem nuklearnym wroga sprytnie uprzedzić go i rozproszyć amerykańskie miasta, przez co straty populacji zmimimalizuje się do kilku milionów. "Tylko! To wskazuje na niedoskonałość i konieczność takiego kroku w zakresie obrony". W rozwlekłym artykule autorzy wychodzą od prostej konstatacji, że zgęszczenie populacji stanowi idealny cel i pretekst do ataku wroga. Wnioskują zatem, że "idealna sytuacja polegałaby na całkowitym rozproszeniu naszej populacji na 3 milionach mil kwadratowych naszego zamieszkiwalnego terytorium". Ideał taki jest wszakże nieosiągalny, a jego realizacja byłaby zbyt kosztowna. Dlatego sugerują, by budynki skupiać w drobnych klastrach zachowujących stosowny dystans. Rozwiązanie takie nie pociąga za sobą suma sumarum większych strat, niż całkowite rozproszenie, dlatego wydaje się właściwe. Zarazem minimalizuje koszty i współgra z rozpowszechnionym w Ameryce stylem podmiejskiego życie klasy średniej. Najbardziej racjonalne, to znaczy najmniej kosztowne i stosunkowo mało stratne w zakresie populacji wydaje się wszakże zachowanie miejscowości do 50 tysięcy mieszkańców w ich obencym miejscu i rozproszenie całej reszty ludności wzdłuż krawędzi identycznych kwadratowych pól równomiernej, kartograficznej siatki. Jak piszą autorzy: "będą żyć niedaleko pól", "ale nie będą farmerami". "Będą pracować w fabrykach i sklepach".


Geopolityka hipbernacji


« Równowaga strachu » pomiędzy dwiema rywalizującymi grupami państw, najbardziej charakterystyczna cecha aktualnej polityki międzynarodowej ‒ to również równowaga rezygnacji. Każdy blok godzi się z istnieniem swojego przeciwnika, a wewnątrz ich granic ludzie godzą się z losem, który wymyka im się tak całkowicie, że samo przetrwanie naszej planety jawi się jako niepewne osiągnięcie, zależne od ostrożności i zręczności nieprzeniknionych strategów.
Oznacza to więc powszechne godzenie się z zastaną rzeczywistością i władzą specjalistów, którzy zawiadują tym losem. Ci zaś czerpią dodatkową korzyść z owej równowagi, jako że pozwala ona na szybkie rozprawianie się z wszelkimi oryginalnymi próbami emancypacji, do jakich dochodzi na marginesie ich systemów, przede wszystkim zaś w obecnym ruchu państw rozwijających się.

[...]

W tym świetle niebywały rozkwit rynku schronów atomowych w 1961 roku jawi się jako decydujący zwrot w Zimnej Wojnie, jakościowy skok, którego fundamentalne znaczenie w procesie kształtowania totalitarnego, cybernetycznego społeczeństwa w skali całego globu zostanie należycie docenione w przyszłości. Proces ten rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych, gdzie w styczniu 1962 roku Kennedy w swoim dorocznym Orędziu o Stanie państwa (State of the Union Address) mógł już zapewnić Kongres: „Podjęliśmy pracę nad pierwszym poważnym programem budowy schronów dla obywateli. Obejmują one lokalizację i zapewnienie miejsc dla 50 milionów osób. Dlatego nalegam, żebyście zaakceptowali federalne wydatki na budowę schronów przeciwatomowych w szkołach, szpitalach i innych miejscach publicznych”.

[...]

Jak w każdym gangsterskim wymuszeniu, ochrona stanowi tu jedynie pretekst. Prawdziwą funkcją schronów jest pomiar ludzkiego posłuszeństwa, wzmaganie i ukierunkowywanie owego posłuszeństwa tak, by jak najlepiej służyło interesom społecznej dominacji. Schrony, jako produkcja nowego artykułu konsumpcyjnego w społeczeństwie dobrobytu, ukazują, wyraziściej niż jakikolwiek dawniejszy produkt, że można skłonić ludzi do pracy, nadzieją na zaspokojenie skrajnie sztucznych potrzeb, takich, które nieuchronnie „pozostają potrzebami, nigdy nie przeradzając się w pragnienia” (zob. Préliminaires z 20 lipca 1960 roku) i nie dając najmniejszych szans na taką przemianę. Rozpatrując ten graniczny przypadek, można właściwie oszacować potęgę tego społeczeństwa, jego straszliwy automatyczny geniusz. Gdyby władza oznajmiła brutalnie, że skazuje wszystkich na egzystencję tak dalece pustą i rozpaczliwą, że najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby pójść się powiesić, zdołałaby jeszcze ubić zdrowy i zyskowny interes na produkcji zestandaryzowanych sznurów.


Epilog


Oscar Newman, autor koncepcji Underground Manhattan, nie tylko chciał podwoić domy, co całe miasta, a może nawet cały świat. Podkreślał przy tym, że brak słońca w podziemnym świecie nie musi wprowadzać większych zmian do życia, jako że "większość z nas i tak patrzy przez okno na ściany należące do kogoś innego".



Paweł Krzaczkowski oraz "Internationale situationniste" (kwiecień 1962) w przekładzie Mateusza Kwaterki